Na to pytanie znaleźć odpowiedź chciałby dzisiaj nie jeden inwestor. Ja nie podejmę się wskazania złotych recept, bo takich jak widać nie ma. Ci, którzy namawiali do kupowania funduszy i akcji i obiecywali kokosy (czytaj: 110% w ciągu rok) niech teraz dają dobre rady. Apropos, jakoś nie widać ich już w telewizji.
Dla mnie osobiście, obecna bessa jest potwierdzeniem tego co uczyłem się o inwestowaniu od kilku lat. Jednym z tych potwierdzeń jest prawda o inwestorach i spekulantach, która w obecnej sytuacji doskonale się krystalizuje. Inwestor to ten, który planuje i kupuje długoterminowo, spekulanci natomiast to ci, którzy kombinują na krótką metę. Tym razem meta przyszła zdecydowanie szybko. Czy to oznacza, że są tacy, którzy się nie przejmują? Oczywiście, że nie. Jednak prawdziwi inwestorzy nie będą podejmowali decyzji pod wpływem chwili. Dla przykładu, ktoś komu ostatnie spadki zniwelowały oszczędności z ostatniego roku, albo co gorsza ma już połowę tego co pół roku temu, nie ma powodu do zmartwień, pod warunkiem, że zachowa zimną krew i przetrzyma bessę. Sprzedanie akcji lub jednostek funduszy w tym momencie jest godne spekulanta ale nie inwestora. W rzeczywistości pozbywając się akcji pozostajemy z pieniędzmi, które trzeba zainwestować w coś innego i pewnego, co da większy oczekiwany zwrot, a takiej pewności jak wiadomo nie ma. A przecież wzrosty na giełdzie przyjdą wcześniej czy później i warto by było się na nie załapać, a co najmniej ich nie przegapić. Tak myślą fundusze emerytalne - długoterminowo, dlaczego nie mielibyśmy tak myśleć my drobni czy też grubsi inwestorzy. Krótko mówiąc zakładajmy perspektywę dłuższą (5-8 lat), wówczas informacje o bessie nie będą powodowały z naszej strony emocjonalnych ruchów w portfelu. Długi okres inwestowania daje prawie zawsze saldo dodatnie. W następnym wpisie spróbuję przybliżyć strategię unikania strat na bessie, takiej jak ta, przy inwestowaniu w horyzoncie długoterminowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz.